
Pierwotnie wpis miał nosić tytuł: „O kobiecie, która kupiła córce chomika pod kolor szafek w kuchni”, ale darowałam sobie ten pomysł. Nie jest moim zamiarem przygnębianie mojej mamy, a tylko krótka refleksja, o tym jak mi się żyło w cieniu jej wymagań.
Definicja perfekcjonizmu: aprobata tylko czegoś idealnego, pięknego, nie do poprawienia, bez 1% skazy. Trochę trudno wstrzelić się w doskonałość, kiedy margines błędu jest tak niewielki. Od czasu do czasu mi się udawało! Ale nie pamiętam za bardzo tych momentów, bo przykrywa je cień tego, co było nieidealne, a było tego sporo.
Chronologicznie zarysuję przykładowe obszary dotknięte przez filtr doskonałości mojej mamy i skutki:
– recytacja wiersza na polski (nie intonuję dobrze – płacz)
– jak tańczę układ z koleżanką (zbyt sztywno – dyskwalifikujący brak talentu, nigdy więcej nie próbuję tańczyć)
– włosy piękne to włosy długie (cierpię przy rozczesywaniu czupryny o długości 113 centymetrów przez kilka lat
– włosy ścinam radyklanie dopiero podczas terapii w drugiej dekadzie życia) – nogi o nieidealnym kształcie (są nieproporcjonalne – kiedyś zerkałam na nie z obrzydzeniem, dzisiaj ignoruje)
– ubranie (musi zakrywać nierówności ciała – konsekwencje odczuwam codziennie, przebieram się czasem kilka razy, żeby nie było widać newralgicznych miejsc)
– powieki na portrecie Leonarda Cohena (jakieś takie „nie jego” – rwę obrazek i nie maluję przez rok)
– umotanej lalce czepek podchodzi po szyje (zaburza to proporcje – lalka do tej pory siedzi goła) Mama nie uważa się za perfekcjonistkę tylko za osobę szczerą.
Mam skonfrontowana z zarzutami o perfekcjonizm zawsze odpowiada: „Nie można przecież kłamać i mówić, że czarne jest białe, jak nie jest”. No i ja to rozumiem. Rozumiem, że trudno poruszać się po świecie, gdy poczucie estetyki przesłania każde działanie, staje się podstawą oceny dosłownie wszystkiego, nawet wrażliwości swojego dziecka. Mama jest wyrocznią. Trudno się jej oprzeć i zdarza się nawet dziś, że doprowadza mnie do wściekłości, ale już nie odbiera sprawczości. Dostrzegam, jak chorobliwa optyka przeszkadza mamie w życiu, jak blokuje i często pozbawia radości.
Staram się śmiać, współczuć i wytykać (podczas godzin rozmów, za pomocą tego tekstu czy wczorajszego story), z nadzieją, że mama tę część siebie porzuci.
Tego Ci życzę mamo.